Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/pod-parasol.legnica.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server314801/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 17
- Mój Uśmiechu zachodzącego Słońca...

- Nie. Nie staje mi, kiedy je łykam. Nie było dla nikogo tajemnicą, że raz w tygodniu Huff odwiedzał kobietę, która mieszkała na obrzeżach miasta. O ile Beck wiedział, stary był jej jedynym klientem i zapewne opłacał ją sowicie za to, aby tak zostało. - Jeżeli mam wybierać między nadciśnieniem i impotencją, wolę to pierwsze, dziękuję bardzo. - Jasne, jasne - rzucił Chris, wchodząc do biura ojca. Jak zwykle był nienagannie ubrany i uczesany. Każdy włosek na swoim miejscu, garnitur bez najmniejszego zagniecenia. Beck często się zastanawiał, jak to się udawało Chrisowi, kiedy temperatura przed południem przekraczała trzydzieści stopni Celsjusza. - Widzę, że umknęła mi interesująca rozmowa. Na czym stoimy? Podtekst zamierzony. Huff nalał sobie wody z karafki stojącej na biurku, a Beck w tym czasie opowiedział w skrócie Chrisowi o Charlesie Nielsonie. - Znam ten typ - powiedział Chris lekceważąco. - Tacy prowokatorzy pojawiają się i znikają jak sen złoty. Musimy go po prostu przeczekać. - Nielson wyróżnia się z tłumu. Nie sądzę, żeby miał wkrótce odejść w niepamięć. - Zawsze kraczesz, Beck. - Za to mu płacimy - uciął Huff. - Beck zajmuje się naszymi małymi kłopotami, dzięki czemu nie urastają one do niewyobrażalnych rozmiarów. - Dziękuję za to wotum zaufania - powiedział Beck. - Co mam zrobić w sprawie Nielsona? - Co sugerujesz? - Zignorujmy go. Obaj Hoyle'owie zdumieli się tą odpowiedzią. Beck zostawił im czas na komentarz, ale gdy żaden z nich się nie odezwał, zaczął wyłuszczać swoje argumenty: - Przysłanie kwiatów na pogrzeb było testem. Nielson wie, że to gest w bardzo złym guście i wykonał go wyłącznie po to, by zobaczyć, jak zareagujecie. Mógłbym napisać do niego list potępiający takie zachowanie, ale Nielson odebrałby to jako objaw gniewu lub strachu i wykorzystałby przeciwko nam. Ignorując go, pokażemy, że nie jest wart naszej reakcji, że się nie liczy. To najmocniejsza wiadomość, jaką mógłby od nas otrzymać. Huff w zamyśleniu pocierał wargi. - Chris? - Chciałem zasugerować, żebyśmy podpalili mu dom, ale podejście Becka jest znacznie subtelniejsze. - Wszyscy się roześmieli. - A tak w ogóle, skąd on jest? - Ma kilka filii rozsianych po całym kraju. Jedna z nich jest w Nowym Orleanie i prawdopodobnie z racji owego „sąsiedztwa" nasza firma przyciągnęła jego uwagę. Milczeli w zamyśleniu przez kilka chwil. W końcu Beck zaproponował: - Mógłbym napisać krótki list, dać mu jakoś do zrozumienia... - Nie. Twój pierwszy pomysł jest najlepszy - zdecydował Huff. Wyciągnął zapałkę z pudełka i wstając, przypalił papierosa. - Zaczekajmy na jego kolejny ruch. Niech to ten skurczybyk się zastanawia, co myślimy, a nie na odwrót. - W porządku - odparł Beck. Zadzwonił telefon na biurku Huffa. - Odbierz, Chris, dobrze? Muszę odcedzić kartofelki - rzekł Huff i ruszył w kierunku prywatnej toalety. Chris podszedł do biurka i wcisnął mrugający klawisz. - Sally, mówi Chris. Potrzebujesz Huffa? Z głośnika dobiegł ich nosowy głos anielsko cierpliwej sekretarki Huffa: - Zdaję sobie sprawę, że macie spotkanie, panie Hoyle, ale pomyślałam... że może powinniście

- Mój Uśmiechu zachodzącego Słońca...

Tammy zamarła.
- Jestem sobą, jeśli łaska.
ale zobaczyłem tylko siebie, zwykłego gołębia. Maska stała przy mnie i dłonią zburzyła wodę. Kiedy Lustro Prawdy
- Tak, spotkałem takiego dorosłego. Zaprzyjaźniliśmy się nawet. Opowiadałem ci już o nim. Był pierwszym
- Stałem się bardzo smutny i milczy... Pewnego dnia mój pracownik opuścił mnie bez pożegnania. Chociaż
- Cześć - powiedział beztrosko Mark, patrząc na huś¬tającą się ponad jego głową dziewczynę.
,- Ty! - odparł impulsywnie.
- Masz obowiązki do spełnienia - przypomniała mu. - Jesteś władcą tego kraju.
wizycie na planecie Maski.
głupotę i chciwość. Zbyt późno zrozumiałem, że nie wystarczy dużo wiedzieć, aby żyć mądrze. Zawiodłem tych,
- Nie, nic nie wiem. O co chodzi?
"Ładnie nazwał swoją lilię..." - westchnęła sama do siebie Róża, starannie skrywając swoją cichą tęsknotę, lecz
- A co to za różnica? - rzuciła obojętnie. - Jest pan żonaty?
Tammy zrobiła wielkie oczy. Jaką resztę? Miała jeszcze jedne dżinsy, kilka bluzek, parę swetrów i kurtkę z kapturem - to wszystko.

- W razie czego zadzwoń. O każdej porze. Proszę. - Skierowała się

Shey miała nadzieję, że tak właśnie jest.
Włożyła kurtkę i obróciła się do niego twarzą.
Nieco później zadzwonił Howard Lucas, żeby zapytać o
błyszczy jak samo słońce... wspaniałe złote słońce, jakie
z Erie.
pięćdziesiątkę.
- Skoro Imo uznała, że czas już przemówić, to może i ty
- Pierścionek - wykrztusiła, wyciągając do niego kasetkę. - Wolałabym, żeby został u ciebie.
szlafrokiem, chociaż było ciepło i nikt poza Matthew jej nie widział.
Mogła się odsunąć, cofnąć się, zrobić unik, by nie dotknął
łzy złości. - Mówiłam ci, Groosi, dłużej go tu nie zniosę, rozumiesz?
części z miłego dla oka opakowania z napisem „Karo"? Maszerując
przejrzystość lilii i bardziej nasycić barwy róż — pomyślała.
- Powiedziałam: żadnych dań na wynos.
- Jack Crocker ma rację. Naprawdę powinieneś się wynieść z tego

©2019 pod-parasol.legnica.pl - Split Template by One Page Love